Był czas, że w Łodzi bywałam co dwa tygodnie, zaszywając się na weekendy w trójkącie bermudzkim pomiędzy Łodzią Fabryczną, Piotrkowską i Manufakturą. Ale to było troje dzieci i jeden ślub temu, kiedy mój obecny mąż oprowadzał mnie po swoim mieście.
Teraz do Łodzi wpadamy rzadziej. W międzyczasie pojawiło się wiele nowych miejsc i żałuję, że nie ma czasu, żeby się w nich zatrzymać na dłużej. Nawet na odwiedzenie starych kątów za mało czasu.
Łódź zyskuje nowy makijaż, ale klimatu tego miasta zmienić się nie da. Wytatuowane muralami, przeorane na wskroś remontami, jednak nosi się z właściwą sobie nonszalancją i stylem.
Love it or hate it.
Presto Next Post:
Otwórz uszy
ciekaw jestem jak trwałe są takie ścienne malunki? :)
tu mamy takiego artyste co maluje grabkami na piasku na plaży, fajne zygzaki mu wychodzą, szkoda tylko że dzieło trwa do przypływu, potem jak wielka gąbka wyciera wszystko na czysto i można się bawić od nowa, przyznam że gość jest niestrudzony i zaczyna znowu i znowu na nowo :)
To zrób foty, żeby chociaż się dla potomnych ostało! :)