– Mamo, czy wieczorem będziemy już u Babci i Dziadka? Bo chciałabym pooglądać gwiazdy – zapytała Zosia.
Taki był plan.
Zawsze obiecuję sobie, że następnym razem wyjedziemy o czasie, a wszystko spakuję zanim dzieci się obudzą. Miało być tak pięknie, a było jak zawsze. Franek wyczuł ogólną ekscytację bo nie chciał spać (a może się bał, że o nim zapomnimy). Zosia chodziła za mną krok w krok z naręczem zabawek pod pachą, do tego jeszcze ciągnęła po ziemi plecak, a drugą ręką pchała wózek dla lalek (też wypełniony zabawkami). Bo ona tylko te kilka rzeczy chciała zabrać do Babci i Dziadka. Później jeszcze pakowanie ubrań. Ja i Franek bez problemu. Gorzej z czteroletnim terrorystą. Udało się zostawić w domu strój kąpielowy i piętnaście sukienek. Chyba jestem mistrzem negocjacji.
Kiedy w końcu udało się wszystkich zapakować do samochodu i wyjechaliśmy sprzed domu, połowa uczestników wyprawy stwierdziła, że są głodni. Zanim jeszcze opuściliśmy granice Gdyni musieliśmy odwiedzić wujka McD.
Później było już tylko z górki. Zosia wymyśliła, że boli ją noga i domagała się plasterka (nie, nie wzięliśmy z domu). Na A1 stacje nie rosną jak grzyby po deszczu więc część podróży umilał nam ryk córki. Później odpuściła więc Franek poczuł się w obowiązku kontynuować lamentacje siostry. Akurat tam, gdzie nie było możliwości się zatrzymać. Na każdym postoju Zosia pytała czy już jesteśmy (Shrek to nie bajka, to reality show). Ulewa, jaka towarzyszyła nam od Gdyni do Łodzi to naprawdę pikuś. Prawie jej nie zauważaliśmy, tyle było atrakcji w samochodzie.
Na szczęście później już nie padało. To nic, że na A4 pomyliliśmy zjazd. To nic, że GPS też się zgubił.
Kiedy o 2 w nocy dojechaliśmy na miejsce, było widać gwiazdy. Plan zrealizowany. 700 km? Pewnie, że warto!
Święta spędziliśmy z rodziną i to się liczy.
Domowe dialogi #2 Next Post:
Let it snow
hehe…skąd my to znamy…w tym roku pytanie „kiedy będziemy na miejscu?” padało średnio co pół minuty przez całe 300 km i wymiękałam – więc 700 km…szacun :-)
Kochane dzieciaki :-)
pozdrawiam Was ciepło :-*
Pozdrowienia dla Was Lidziu! Chyba wszystkie dzieci to mają we krwi :) Ale i tak wolę podróżowanie z dziećmi od zakupów z dziećmi. To jest dopiero wyczyn :)